12 stycznia 2009

czarno-białe

Sobota...

Biało-czarna

Świat głęboko pogrążony w swym corocznym zimowym śnie, przykryty śnieżną pościelą. Płatki śniegu leniwie tańczą na niebie. Widok tego białego świata w trakcie odpoczynku niezwykle uspokaja. Sam najchętniej położyłbym się na tym śnieżnobiałym posłaniu i tylko mróz i zimno powstrzymuje.
Czarna gęsta jak smoła ciecz, wywar. Na samym dnie bagnisty grunt, ciemniejszy od nocy, nad taflą unosi się lekka mgła. Niezwykle aromatyczna mgła. To zapach nadziei, siły, ukojenia. I ten niebiański smak pobudzający tego leniwego dnia.
Czarna kawa i białe ulice. Ciepły nektar i zimne posłanie. Pobudzający aromat i uspokajający krajobraz, a wszystko przedzielone szkłem. To piękna biało-czarna sobota.

Czarno-biała

Lecz kawa się kończy. Ciepło ucieka. Nadzieja odchodzi. Świat jakby zwolnił. Zostaje jedynie zimny widok upływających godzin. Biały hipnotyzujący widok. Niekończąca się biel. Niczym biała wciągająca otchłań. Nie wpaść w szaleństwo. Nie dać się pochłonąć. Biel nadziei przeszła w białą gorączkę wywołując czarne myśli.
Mrok przykrywa świat, łapie, więzi. Nie ma ucieczki. Nikt nie słyszy, a czas jakby stanął i daje do zrozumienia, że później nie ma już nic. Próba ucieczki. Próba wyrwania się z kajdan ciemności, z łańcuchów niebytu. Ostatni błysk nadziei, ostatnimi siłami i…

Biały wieczór

- Przyjadę do ciebie Maniek. Bądź na przystanku bo nie mam kaski i zastawie dowód u kierowcy – powiedziałem kuzynowi przez telefon.

- Dobra, nie ma sprawy. To której będziesz?

- 21.25. Coś koło tego. Nara – i skończyłem rozmowę.

Do autobusu 15 minut. Spakować różne potrzebne i mniej potrzebne rzeczy. Odziać się i na przystanek.
Na przystanku 5 minut oczekiwania na pojazd. Jest. Podjechał. Idę do kierowcy i pytam:

- Przepraszam, mógłbym zapłacić za bilet na przystanku przy wyjściu, bo nie mam przy sobie pieniędzy, a tam kuzyn będzie na mnie czekał – i wyciągam dowód by dać „w zastaw”

- Siadaj pan – odpowiada kierowca z uśmiechem na twarzy. Strasznie przyjemny wyraz twarzy miał ten człowiek. Pozytywna postać.

Włożyłem słuchawki do uszu i rozkoszowałem się jazdą i muzyką wpływającą prosto do głowy.
Przed wyjściem zapytałem kierowcy czy na pewno nie chce bym zapłacił, a on odpowiada:

- Dobrze, że pan powiedział, że jedzie bez pieniędzy. Powodzenia – i wszystko skwitował miłym uśmiechem.

- Dziękuję, powodzenia i do widzenia – powiedziałem i wyszedłem

Jak się później okazało kuzyn idąc na spotkanie zakupił sobie czekoladę i dodał: „No właśnie nie wiedziałem o co ci chodzi z tym dowodem” , czyli nie miał przy sobie ani grosza. Przypadek, że stało się tak jak się stało?

Z Mańkiem po Anie i w trójeczkę jak trzy skrzaty przemierzaliśmy drogi miasta, w poszukiwaniu wygodnej, przytulnej przystani. Pod nogami skrzypiał nam świeży śnieg. Tego wieczoru zwiedzaliśmy głównie podziemia Oświęcimia przystając chwilę tu, tam dłużej ale nigdzie za długo. Całkiem mile spędzony czas. Rozluźnienie i załapanie świeżego powietrza.

Wracając do domu już tylko we dwójkę z kuzynem spotkaliśmy znajomego z dawnych lat. Całkiem w porządku ziom. Kiedyś co tydzień coś się „kombinowało”. Z nim był jeszcze jeden gość oboje już nieźle zrobieni bo wiadomo „the weekend has landed…”. Ogólnie ziomki z osiedla, a skoro zmierzamy w tym samym kierunku, to można zamienić parę słów.
Przechodząc przez ulicę mija nas policja w swym lśniącym niebiesko-białym Seicento. Jadą dalej. Stary znajomy w pewnym momencie krzyczy: „Psy! Wy chuje!” i idziemy dalej. Słyszymy, że samochód się zatrzymuje. Ten czwarty mówi do naszego kumpla, a zamiast „R” wymawia „Ł”: "To tełaz będziesz spiełdalał” - i się śmieje.
Policja nawraca i wjeżdża na chodnik. Kumpel zaczyna swą ucieczkę i jeszcze tylko z uśmiechem na twarzy krzyczy „Ło ja pierdole”.
Pognał niczym Satyr pełen radości gna przez las. Skakał, machał rękoma. Niesforne stworzenie. Za nim policyjne Seicento mknęło między labiryntem białych zasp. Śnieżny patrol w pogoni za mitycznym stworzeniem. A my w trójkę staliśmy i nie mogąc się nadziwić, patrzyliśmy jak znajomy znika za kolejnym budynkiem, a bolid niezgrabnie pokonuje kolejny chodnik. Śmieszna i zaskakująca sytuacja.

Zwykła sobota, ze zwykłym dniem i zwykłym wieczorem. Czarno-biała sobota. Jak białe litery, wyrazy i zdania - na tej czarnej „kartce”.

Brak komentarzy: