14 czerwca 2012

Szacunek

I

Z zamyślenia wyciągnął ją gwizdek czajnika z gotującą się wodą. Zalała wcześniej wsypaną do kubka kawę. Nie dodała ani mleka, ani cukru tylko zamieszała łyżeczką. Czarny mocny wywar, właśnie tak jak lubi, zaraz po śniadaniu. Weszła do salonu i włączyła telewizor. Jak zwykle o tej porze nie mogła znaleźć nic godnego uwagi. Nawet na muzycznych kanałach więcej mówili niż grali. Postanowiła zostawić na jednym z informacyjnych programów i upiła łyk kawy.

Właśnie pokazywali przepiękną bramkę Błaszczykowskiego z wczorajszego meczu, w którym nasza reprezentacja mierzyła się z drużyną Rosji. Aśka była na tym meczu wraz z przyjaciółmi w barze. Piłka nożna to nie był jej ulubiony sport, wczorajsze wydarzenia jednak pochłonęły ją całkowicie. Śpiewał, skakała, a każdą udaną akcję Polaków nagradzała oklaskami. Co prawda po pierwszej połowie, nastroje były nie najlepsze, jednak po ostatnim gwizdku szaleli ze szczęścia. Czasami remis, też może wprawić w dobry nastrój.

Z dobrego samopoczucia wyrwały ją następne obrazki w telewizji. Zaczęło się niewinnie. Maszerujący, wesoło rosyjscy kibice śpiewali piosenki i spokojnie z flagami szli w kolumnie. W pewnym momencie z boku kadru wyszedł zamaskowany mężczyzna i zaatakował nic niespodziewającego się młodego mężczyznę. Zdezorientowany Rosjanin nie doszedł jeszcze do siebie gdy w jego stronę ruszyło kolejnych kilka osób w kominiarkach bandytów, którzy rzucili się na niego i jego rodaków. Asia nie mogła w to uwierzyć, była w szoku, w końcu rozpłakała się.

To trafiło w jej serce i ścisnęło je bardzo mocno. Próbowała złapać oddech, nie było to łatwe a łzy same płynęły. Skąd ta agresja? Nie potrafiła tego zrozumieć, przed oczami mając cały czas tą sytuację. Nic nie zapowiadało tego ataku, ona się nie spodziewała, a tym bardziej ten człowiek, ci ludzie, którzy zostali zaatakowani. Od razu wróciły wspomnienia sprzed wielu lat i poczuła jak zimny sztylet wbija się w jej serce, zupełnie jak wtedy gdy....

Już dawno nie wspominała tych bolesnych chwil. Nie żeby zapomniała, po prostu nie wprowadzało jej to w dobry nastrój gdy o tym myślała. Czasami z mamą siadały i rozklejały się rozmawiając o tym co się wtedy wydarzyło. To było coś co zmieniło jej życie i postrzeganie świata. Z czasem jednak nabrała wiary w ludzi i nie zauważała pewnych zachowań. A może po prostu kłopoty omijały ją i jej znajomych, usypiając czujność. Aż do teraz. To co wydarzyło się przed meczem i po jego zakończeniu nie dotyczyło Asi bezpośrednio, poczuła jednak, iż już nie jest bezpieczna i na każdym kroku musi uważać. Demony przeszłości powróciły.


II

- Już jestem!

Krzyknęła gdy tylko otworzyła drzwi. Była w dobrym nastroju. Jutro weekend, a do tego w sobotę dzień dziecka. Siedząc w szkole myślała tylko co ją czeka tego dnia. Rodzice obiecali ją zabrać na ulubioną pizzę, a potem na wspaniałe lody włoskie, a wieczór miał się skończyć sensem w kinie. Mieli pójść na Potwory i spółka i już nie mogła się doczekać.

- Mamo, tato - powiedziała, tym razem ciszej - już jestem.

Wchodząc do kuchni zobaczyła ojca, nie miał wesołej miny. Nie zważała na to. Nic nie mogło jej zniszczyć tego dnia. Czy na pewno?

- Musimy porozmawiać - odparł lekko zdenerwowany.

- Czy wszystko dobrze - spytała lekko przestraszona - coś się stało? Gdzie mama?

- Mama jest jeszcze w pracy - odpowiedział na jedno z pytań.

- To o co chodzi? Tylko nie mów, że dzisiaj nigdzie nie idziemy - powiedziała ze łzami w oczach - tak jak ostatnio.

- Tego jeszcze nie wiem, okaże się.

Wytłumaczył córce o co chodzi. Kilka godzin wcześniej dzwoniła do niego jej wychowawczyni informując go o karygodnym zachowaniu Asi. Ponoć wyśmiewa się z innych dzieci wraz z koleżankami. Z jednego dlatego, że chodzi w okularach, a z dziewczynki, bo jest nieco okrąglejsza. Nie mógł uwierzyć, że jego ukochana córeczka jest taka wredna wobec innych.

- Czy to prawda Asiu? - spytał wiedząc, że go nie oszuka.

Mała spuściła głowę i przez chwilę milczała. Co może w takiej chwili dziać się w tej młodej główce? Odpowiedź na to pytanie znają tylko dzieci i to tylko w tej jednej chwili. On w międzyczasie usiadł na kanapie. W końcu odważyła się i powiedziała:

- Tak, to prawda, ale... - nie dał jej skończyć.

- Dlaczego tak robisz- sądził, iż to najlepsze z możliwych pytań.

- Bo tato, bo... inni też tak robią. I nie chcę by się ze mnie też śmiali.

Nauczycielka wspominała, iż dzwoniła również do rodziców pozostałych dzieci, które - jak to określiła - znęcały się psychicznie nad Adamem i Olą.

- Chodź tu usiądź - dziewczynka podeszła i zajęła miejsce na kanapie obok niego - nie chcę, żebyś płakała - przytulił małą i otarł jej łzy.

Wytłumaczył jej, że nie chodzi o to by była smutna, jednak teraz wie jak muszą się czuć dzieciaki, z których się wyśmiewa. Pewnie wracają do domów i wtulone w matki lub ojców wylewają setki łez. A nic na tym świecie nie jest warte dziecięcych łez. Nie może więc ona sprawiać innym przykrości. Przecież to, że ktoś nosi okulary nie znaczy, że jest gorszy od kogoś kto ich nie musi używać. To, że ktoś jest okrąglejszy... przynajmniej jest więcej do przytulania - w tym momencie na twarzy Asi pojawił się uśmiech - a nie do wyśmiewania.

- Wiesz ludzie różnią się od siebie ale to jest fajne, bo jakby na przykład wszystkie maskotki były takie same to by było by nudno, a ty byś nie miała takiej dużej kolekcji. A wszystkie je kochasz, prawda?

- Prawda - i szybko skoczyła po pluszowego pieska leżacego na fotelu i mocno go przytuliła.

- Każdy lubi co innego - kontynuował - a wiesz co by było gdyby każdy uwielbiał tylko pizzę?

- Nie wiem.

- Nie starczyło by dla ciebie - uśmiechnął się drapiąc mała po brzuszku.

- O nie, tylko nie to - zrobiła smutną minę i założyła ręce.

- No widzisz, musimy się odróżniać - mówił dalej - ale wszyscy jesteśmy ludźmi i nikt nie lubi być smutny. Rozumiesz?

- Chyba tak - odpowiedziała.

- Proszę cię Asiu, nie rób już nikomu, krzywdy, dobrze?

- Dobrze.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

- To leć do łazienki umyć ręce zaraz mama wraca, a obiad już jest gotowy.

Tak też zrobiła. Nie miał serca jej karać, wierzył, iż sama rozmowa wystarczy. Może to nie było to co powinien powiedzieć, mógł lepiej jej to wytłumaczyć dać jej nauczkę. Pewnie, że to nie były słowa, którymi mógł zmieniać świat, miał jedynie nadzieje, że zmienią podejście Asi do niektórych spraw, że nabierze szacunku do innych bez względu na rzeczy i cechy, które nas odróżniają od siebie nawzajem. Wierzył, iż tak właśnie będzie.

Gdy wszyscy byli już w domu, zasiedli do stołu i zjedli w rodzinnej atmosferze obiad. Asia była spokojniejsza niż zwykle i matka nie mogła uwierzyć, iż w dniu tylu atrakcji, córki nie rozpiera energia.

- Wszystko w porządku Asiu? - spytała - nie cieszysz się na dzisiejszy wieczór?

Dziewczynka spojrzała na tatę. Ten nie zamierzał zabierać głosu, jedynie się lekko uśmiechnął i nieznacznie skinął głową. To wystarczyło by mała eksplodowała euforią.

- Pewnie, że się cieszę - i z radości zeskoczyła z krzesła i uściskała rodziców.


Godziny do wyjścia mijały Asi dość szybko. Czas przed wyjściem "na miasto" spędziła w miłej atmosferze, śmiejąc się z żartów taty i mamy. I gdy przyszedł w końcu czas się zbierać nie była w ogóle przygotowana, aż rodzice musieli ją pospieszać.

Wieczór minął tak jak sobie wymarzyła. Pizza była najpyszniejsza na świecie, a lody nigdy nie smakowały lepiej. Gdy wracali do domu było już ciemno. Asia trzymała ojca za lewą rękę, mamę za prawą, a oni co jakiś czas podnosili ją do góry, co sprawiało jej niezwykła radość.

W pewnym momencie z mroku wyłonili się trzej zakapturzeni chłopcy, słusznej postawy.

- Dzieńdoberek państwu - przemówił jeden z nich.

- Widzę, że humorek teges no... w pyte - odezwał się drugi.

- Wyskocz tatuśku z floty bo ci kosę sprzedamy - nie owijając w bawełnę powiedział ostatni.

Ojciec nie wahał się ani chwili wyciągnął, portfel i rzucił w stronę napastników, z których jeden już był przy jego żonie i dotykając jej twarzy mówił:

- No niezła laseczkę ojczulku, chętnie dobiorę się do jej dupeczki - i polizał kobietę.

- Zostaw ją dałem wam wszystko co mam - odparł zdecydowanie - nie chcemy kłopotów.

- Może nie chcesz ale już je masz - i drab stojący trochę dalej wyciągnął ze spodni nóż.

- Ej, panowie spokojnie - wiedział jednak, że to nie może się dobrze skończyć.

Widział ten morderczy błysk w oku, to coś co sprawia, iż wiemy, że nienawiść to wszystko czym żywi się stojący na przeciw nas człowiek. Przyciągnął do siebie żonę wyrywając ją z rąk napastnika i szybko wyszeptał jej do ucha.

- Uciekajcie, nie zważaj na nic. Proszę, uciekaj - z oczu ukochanej poleciały łzy.

Posłuchała go zabrała dziewczynkę na ręce i zaczęła uciekać. Ten nie marnował ani chwili i draba stojącego najbliżej rzucił na tego z nożem , a na trzeciego rzucił się z pięściami zdążył uderzyć go dwukrotnie nim zimno stali przeszyło jego nerki. Opadł na ziemię i kontem oka zauważył, że napastnik z nożem ruszył za jego rodziną.

- Nieeeee.... - krzyk przerwała śmierć.

Duch uniósł się w powietrzu widział swoje ciało, worek mięsa. Widział żonę trzymającą dziecko uciekającą co sił, wiedział, że niedługo zostaną dogonione przez chłopaka dzierżącego w dłoni ostrze. W tym momencie z prędkością z jaką nie był by w stanie biec, dosłownie leciał za nimi. I gdy miał już chłopaka na wyciągnięcie ręki, gdy miał go złapać, powalić jego ręce przeniknęły przez niego. No tak w końcu był tylko duchem. On je zaraz dorwie, moją maleńką córeczkę, nie mogę na to pozwolić. I ostatnią niesamowitą siłą woli całym swym - czymkolwiek był - przeszedł przez ciało draba a ten zatrzymał się, czując jakby piasek w oczach. Nie zauważył nadjeżdżającego auta. Zginął na miejscu. Duch ojca zniknął z materialnego świata, a rodzina była bezpieczna.


III

Teraz siedząc przy zimnej już kawie przypomniała sobie tę sytuację sprzed lat i gdy w końcu opanowała już płacz zastanawiała się jak może ona przyczynić się do tego by nic podobnego już nikomu się nie przytrafiło. By tacy bandyci jak ci atakujący bezbronnych maszerujących nie mieli racji bytu w dzisiejszym i późniejszym społeczeństwie. By przestano tolerować takie wybryki. Jedynym sposobem jaki widziała było opisanie historii jej życia, wpływu na nią i tego jak zdjęcia z wczorajszych wydarzeń odnowiły zagojone rany.

Tak też zrobiła, opisując dokładnie ostatni dzień życia jej ojca (oczywiście pomijając część o ratującym ich duchu, gdyż nie miała o tym bladego pojęcia). Opisała wieloletnią traumę i to jak bardzo brakuje jej taty każdego dnia życia. Bardzo chciała porozmawiać z nim jako już dorosła kobieta. Nie dziecko z tatą, tylko jak dojrzała dziewczyna z doświadczonym facetem. Przecież tyle miała pytań, tylu wskazówek potrzebowała.

Postanowiła swą opowieść wysłać do wszystkich dużych gazet w kraju. Miała nadzieję, że żądne krwi i sensacji media naładowane ostatnimi wydarzeniami zdecydują się opublikować jej historię do której dołączyła list:


Do redakcji, do rządu.

To co się stało po meczu Polska - Rosja głęboko raniło moje serce, ponownie. Odżyły koszmary, które wydawały się martwe. Widocznie były jedynie uśpione.

Wiem, że rzeczy, które mi się przytrafiły nieco różnią się od tego co zdarzyło się wczoraj przed i po spotkaniu obu reprezentacji, wiem, iż tym razem nie było ofiar śmiertelnych, na szczęście. Czy jednak wiele brakowało? Czy następnym razem nie będzie gorzej? Bo jeżeli nie zrobimy czegoś z tymi bandytami to będzie następny raz. Nie możemy jedynie przyglądać się całej sytuacji. Wam to się dobrze sprzedaje ale nie o to tu chodzi, chodzi o bezpieczeństwo.

Ja nie czuję się bezpieczna i to nie tylko przez tzw. kiboli. Boję się nocą wracać do domu by zza zakrętu nie wyszedł jakiś nieobliczalny osobnik, który nie mając nic do stracenia w najlepszym razie ograbi mnie. Boję się, że coś takiego może spotkać moje dzieci, moich bliskich. Lękam się ilekroć czekam na nocny powrót kogoś z rodziny lub znajomych. Dlaczego? Czy naprawdę nie można czegoś z tym zrobić?

Zacznijmy od tych pseudokibiców w większości Policja widzi tych bandytów, baaa... nawet ich łapie. Do opinii publicznej napływają zdjęcia skutych chuliganów z zamazanymi twarzami. Co się dzieje, że z powrotem wychodzą na wolność by siać postrach? Nadal terroryzują bezbronnych obywateli, którzy po prostu kibicują innej drużynie. Czy nie można tych wszystkich durni zamknąć na wiele lat? Wyznaczyć ich do ciężkich robót lub nakładać na nich wielotysięczne kary, tak by odechciało im się wojowania? Czy to naprawdę takie trudne? Dlaczego tak łatwo utrudnić życie zwykłym ludziom podnosząc wiek emerytalny, a tak ciężko podnieść wysokość odsiadki i grzywny dla takich durni?

My obywatele sprzeciwiamy się temu! Niech rząd bezpieczeństwo ludu przedkłada nad wszelkie inne sprawy, bo nic nie jest ważniejsze. Niech już żadne dziecko nie będzie osierocone i smutne, niech strach zniknie z ulic. Wierzę, że jest to możliwe, gdyż ojciec uczył mnie szacunku do drugiego człowieka.

Z poważaniem
Asia


KONIEC