Nie wiem co się dzieje z moim synem
Przepraszam, choć nie zawiniłem
Przecież gdy był jeszcze szczylem
Sam w ciemię bity nie byłem
Jak pan bóg przykazał bilem
Kablem, paskiem, a czasem kijem
Tak, że zakrwawiony miał tyłek
Bilem jak ojciec, a wcześniej dziad
Taki wnieśli w wychowanie wkład
Dostawałem ja, siostra i brat
By oduczyć smarka wszystkich wad
W końcu tak wyglądał wtedy świat
Na posłuszeństwo dobry jeno bat
Jedyny słuszny wychowania ład
Takie zewsząd słychać usprawiedliwienia
I że niby teraz my bez wzruszenia
Próbujemy na siłę poruszyć sumienia
Gdy wszak to nie ma znaczenia
A tylko lanie wypędzić mogło lenia
I zachęcić do pilnego się uczenia
Takie były powszechne zalecenia
I gdy już lata pamięć mgłą przykryły
Czy ci rodzice którzy wówczas bili
Doznali w końcu refleksji chwili
By zdać sobie sprawę co uczynili
Czy dalej uparcie jak kretyni
Uważają, że nic by nie zmienili
A dzieci nie cierpią z ich winy
Ciężko to wszytko ogarnąć gdy
Widzę jaki berbeć jest kruchy
I ktoś silny, duży - dorosły
Może uderzyć je z całych sił
Wewnątrz się gotuję, jestem zły
Boli, przeraża, ciekną łzy
Nie wytłumaczysz się mi
Jeśli teraz sumienie cię gryzie
Myśląc o wyrządzonej krzywdzie
O wybaczenie błagać idźże
Pokaż, że wiesz, iż robiłeś źle
I sam za to nienawidzisz się
Pozbądź się w końcu maski swej
A nuż przebaczenie przyjdzie też
Natomiast jeżeli już po latach
Myślisz, że mama lub tata
W końcu rola ich taka
Nosić winni kaptur kata
Należy ci się na stare lata
W drzwiach, oknach krata
Bo jest z ciebie psychopata