czyli to co gra w mojej duszy przez ostatnie dni. Zimno, ciemno, nudno i tylko dzięki Radiohead życie jest znośniejsze. Ale od początku...
Pierwszy raz.
Rok 1999r. Jestem u kuzyna, on akurat gdzieś wyszedł. Ja na przemian "skaczę" między MTV - VH1. Wtedy jeszcze dla MTV liczyła się muzyka, a VH1 to już w ogóle grało alternatywę. Piękne czasy. Było minęło.
W tym "miganiu" między utworami, zatrzymałem się. Nie wiem dlaczego, może clip przypominał mi coś, może przycisk P+ się w pilocie zaciął. Nie wiem. Zostawiłem i posłuchałem. Nie wiem jak to jest zakochać się od pierwszego spojrzenia. Może wtedy jeszcze nie wiedziałem co znaczy kochać. A jednak zakochałem się. Od pierwszego słuchania. Spokojny, piękny. Nie wiedziałem dokąd zmierza. Zwrotka spokojna, piękna, hipnotyzujący wokal. I nagle - ta gitara między zwrotkami, a refrenem. Te parę ruchów ręką po strunach. Zostałem zgwałcony. Zespół to Radiohead, a utwór to CREEP. Do dziś mam ciary słysząc te gitarowe riffy.
W tamtych czasach odszukanie tego utworu graniczyło z cudem. W TV już nie widziałem, a kto będzie miał płytę/kasetę Radiohead. Ciężko było. Nikt o tym utworze nie słyszał. To nie były czasy internetu powszechnego. Czas uciekał, a ja nie mogłem zapomnieć. Przecież kochałem, nie mogłem odpuścić. Minęły prawie cztery lata, gdy po raz drugi usłyszałem ten niezwykle magiczny utwór, który tak mnie uwiódł. Cztery lata ciągłych poszukiwań. Warto było czekać, wierzyć, że ma miłość słuszna, trwać w bólu i niepewności by ją jeszcze raz zob... usłyszeć.
Potem, po pewnym czasie zobaczyłem clip do Paranoid Android. Przypomniałem sobie jak jeszcze przed Creep'em zachwycałem się tym animowanym teledyskiem. Jakoś nazwa zespołu nie zapadła mi wtedy jeszcze w pamięć. Podobnie było z Karma Police.
Drugie przebudzenie.
Drugie takie poważniejsze zetknięcie z tym zespołem, wypadło dzięki świetnemu filmowi. "Vanilla Sky". Na ścieżce dźwiękowej znajduje się utwór Everything In Its Right Place. Pamiętam dzień w którym go pierwszy raz usłyszałem (już po filmie). Noc z piątku na sobotę. Noc po paru piwach. Vanilla Sky Soundtrack proszę! Pierwsze starcie! Porwał mnie ten kawałek. Zmasakrował, wyprał, wysuszył. Nie czekałem na "do trzech razy sztuka".
I wszystko jest na swoim miejscu.
Radiohead, czyli to co gra od paru dni w mojej głowie. Nie będę recenzował płyt (co najwyżej parę słów), nie będę używał fachowych słów. Wypowiem się na temat Ich muzyki jako wielbiciel muzyki.
Przede wszystkim ta muzyka nie jest dla wszystkich. Nie chodzi o lepszych, o gorszych. Naprawdę. Nie czuję się jakoś specjalnie wyjątkowo, że uwielbiam ten twór muzyczny zwany Radiohead. Taki gust. Nie zdziw się jeśli słuchając, któregoś utworu słyszysz tylko Chaos (nie mylić z hałasem). Nie załamuj się, może to nie ta ścieżka, którą powinieneś podążać.
To muzyka szalona, bez wszelkich ograniczeń. UWAŻAJ! Może doprowadzić do szaleństwa. Poważnie. Przede wszystkim jeśli nie jest to dla Ciebie chaos. Gdy widzisz w tym jakąś spójną całość. UWAŻAJ! Jeżeli się zdecydujesz, musisz się jej oddać całkowicie. Niech Cię pochłonie. Niech Cię zahipnotyzuje. Bo taka jest. Hipnotyzująca, a głos Thoma Yorka prowadzi Cię przez ten stan hipnozy. Często przesycona pesymizmem, smutkiem, bólem. Jednocześnie daje tak wspaniałe ukojenie. Jest magiczna. To magia dla szaleńców, więc UWAŻAJ!
Gdy wyszła najnowsza płyta In Rainbows (2007r.) od razu zebrała najlepsze oceny krytyków. Zaczęto nazywać Radiohead muzyką tylko dla krytyków. Powiem tak:
Pierwsze dwie płyty, są bardzo rockowe, czuć w nich dziedzictwo takich grup jak chociażby Nirvana (szczególnie Pablo Honey - pierwsza płyta). Po tych płytach zespół staje się coraz bardziej "radioheadowy". I przychodzi czas na In Rainbows właśnie. Jeśli lubisz Radiohead, In Rainbows jest najbardziej "radioheadową" płytą, a wszelkie pozytywne opinie są uzasadnione. Porywa od pierwszych nut. I nie daje za wygraną nawet po ostatnich nutach bonusowej płyty. Chcesz wracać i wracać. Bo stan w jaki wprowadza Cię Radiohead uzależnia. Daj się porwać. Nie zapinaj pasów. Nie bierz aviomarinu (czy jak to się pisze). Po utworach wymienionych wcześniej proponuje IDIOTEGUE. Całkowicie i bez kontroli. To jedyna metoda na słuchanie Radiohead. Popatrz na wokalistę, Thoma Yorka, to jest pasja! Widać, że człowiek czuje muzykę, że ta muzyka przepływa przez jego ciało. Całe ciało. Nie hamuje się, daje się ponieść jej, oddaje się jej cały gdziekolwiek go poprowadzi. Ty też zaryzykuj, poczujesz się nieziemsko, dotkniesz nieba. Czekam na nową płytę, nie wiem kiedy i czy w ogóle ale wierze i czekam.
Tekst skrócony, jak się tylko dało bo można mówić i pisać. Pisać i mówić. Ale to trzeba przeżyć.
Dziękuję wszystkim z którymi kiedykolwiek rozmawiałem o Radiohead. O tym warto rozmawiać, bo ciężko być samemu szaleńcem.
Na koniec - OPTIMISTIC.
(to wszytko to moje zdanie, mam do tego prawo nie musisz sie z nim zgadzać)
30 listopada 2008
29 listopada 2008
By być...
Bo po co pisać, gdy nikt tego nie przeczyta.
Piszę, bo czuję potrzebę. Piszę bo muszę. Piszę by być. Nieważne czy to Ci się podoba czy nie, ja też nie lubię blogów. Jeżeli znalazłeś się tu to znaczy, że tak miało być. Przeczytaj i skomentuj jak chcesz. Witam i pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)